160 haiku z wierszy Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego
przez błota
miody grząskie
gdzie ruch jest słodyczą
wśród dróg
znieruchomiałych
długich jak pacierze
teraz jest biało
cisza
zimowego wieczoru
dłonie-wachlarze
wachlują gwiazdy
którym nazbyt gorąco
świt
na szybach baran
w szyby gołąb złocisty
chłód fioletowy
odął usta
chimerom
a potem już
było cicho – powietrze
pachniało morwą
tylko noc
noc deszczowa i wiatr
i alkohol
przybrana
w złociste kaczeńce
kwiaty mojego dzieciństwa
ten wiatr jest piękny
piękniejszy
gdy się oddala
ręka wiatru porusza
ufarbowane
wstążeczki
mgłami i alkoholem
ulica Towarowa
rośnie i boli
rozmowy gwiazd
na gałęziach pozwól mi
słyszeć zielonych
bór skrzypiał
jak stary kredens pełen
zajęcy i ziół
bólu tyle
wsiąkłego w mrok
kamienic
drzewo w kominie bzyka
na ręce złocone ogniem
płynie muzyka
na wiosnę
śpiewną od ptaków
patrzymy z mostu
za tymi drzwiami
całowana dwoma oknami
stoi róża w wazonie
poziomki słodkie
są w parowach
i słodsze cienie
w lecie stary kot
usnął pod lufcikiem krzywym
na parapecie
w szachy grają
dwa biedne diabły
śnieg po Wilnie hula
pod sztuczną palmą
listy piszemy
na brudnych dworcach
pojawiają się pszczoły
powój mocniej zapachniał
na usypisku
obłoki szczęśliwe jak woły
po mych kędziorach błądzą
jak po pastwisku
w dali
było smutno
wiatr trawy szczypał
szaro
zeszły się barwy
smutne i kobiece
śnieg taki ciepły
a noc mroźna
z dzwonkami
kałuże
światłem kupczą
srebrem kałuż
gwiazdy jak dzieci
trzymające świece
wieczór jak pochyłość
gdy noc głębsza
zasnuje nas swym
słodkim dymem
lato się tak
jak skazaniec kładzie
pod jesienny topór krwawy
jak muzyka Albeniza
przewraca nas na łóżko
wiatr
księżyc diamentem
szyby tnie – na zachód
lecą ptaki
na szosie lubelskiej
rozhulał się rozbisurmanił
wiatr wrześniowy
z gwiazdami
jak z dziewczynami się bawisz
w zaczarowanej tancbudzie
pająk nad łóżkiem
zwiesza się – szkoda
że nie baldachim
po moście
gołąb chodzi poważnym
krokiem niemieckim
gorzka jest
nasza miłość gorzka
jak czarna morwa
zachód
jak witraż burgundzki
roztłukł się już nad Wilnem
świeca – biedna babcia
uwięziona w kloszu
wiatrowi na pośmiewisko
górą sunęły chmury
wolno
jak wół za wołem
rosa zdjęła mi
upał z czoła – ptak się jakiś
odezwał w życie
kołowałem na nocy
jakby zaśnięta pszczoła
na gramofonowej płycie
wiatr znowu zalatał
noc mi w usta wpadła
jak morwa
ćmy zadrzemały
przy lampie
i świerszcz zamilkł
irys pod płotem zakwitł
i zapatrzył się
w nocy źrenice
już się księżyc zasępiał
lecz zielone jeszcze
oczy miał
liść za liściem
ogniem błysnął
ranek przyszedł
pod okapem
zasnął gacek
z klombu prysły konstelacje
strach pospołu
z psalmistą tak spijam
jak ciemne wino
splatam za wierszem
wiersz jak wianek
z rozmarynu
w braku telefonu
na leśnych dzwonkach
dzwonić można
krążyć w cieniu
starych kolegiat i jak kraskę
łowić marzenie
jesień nadchodzi
pogodna i nagrzana
jak uśmiech dziecka
będziemy grzać się
w ciepłe dni
na rajskich wrzosowiskach
jeszcze trochę
jeszcze parę zbóż
i te olchy
deszcz ustał
i księżyc wzeszedł
i zaczął się przypływ sumienia
ukryć się tu
w ciemnej sieni
z dala od rynku
po niebie płynie
moje serce i rozpryskuje się
na dachach
co za bezdroża
wśród chmur a miasta
ciężar chmurny
sowiooka noc
zielonooka noc
noc jest wieczna
deszczyk mży
i w śmiesznych rynnach
woda płacze
księżyc w niebie
jak bałałajka ech
za wstążkę by go tak ściągnąć
noc i Notre-Dame
i wiatr na pustym
placu sam
musnął wietrzyk
dąb w czuprynę
spadają żołędzie
przysypują
srebrnym pudrem gwiazdy
świat jak kołacz
księżyc wyciąga ręce
najlepsze te małe kina
w rozterce i w udręce
śnieg tak pachnie
jak lilia – deszcz
jak wino upija
dąb żołędzie miota
zieloną ma jeszcze głowę
a serce ze złota
przemija dzień
i nowy dzień
mgłą się zasnuwa
dłubie z nudów
senny nów
w szparach okiennic
kobiety pieką ciasta
i łamią dziobami wrony
gałązki na nowe gniazda
świerszcz na moście kwili
a ten wiatr oddech wasz
z oddechem łączy nocy
rzućcie kwiat
ta noc dziś
dla was tańczy
dzień nadchodzi
deszcz
konary obmył
chmury
zady bijące ogniem
w gwarliwość rzeczki
wiatr podkręca
wąsy dorożkarzom
latarnie gazowe marzą
o czym marzą?
a czy ja wiem
radość na firmamentach
spadająca w usta
jak deszcz
kwiat otwiera oczy
w ogrodzie – zorza wieże
złotem okleja
pierwsza zieleń
na brzozach a kora
taka biała
śpiewa wilga
wytchnienie
złota chwilka
gwiazdy
zielonooki sierpień
po sadzie tańczył
zaciemniły się
świerki – nad każdym
wzeszła gwiazda
światło zorzy
dalekiej jest jak miasto
dalekie
trzcina śpi
na jeziorze
znieruchomiały zorze
szumi wiatr
w szumie wiatru jestem
na śmierć zakochany
zielony ptak sierpnia
na czarnej wieży nocy
przysiadł
zazieleniło się wszystko
a ty masz we włosach
zielony grzebień
waltornie Mozarta
grzmią a deszcz po szybie
płynie jak w kinie
w szyby okienne
winkrustowuje się
jesień
jak las jesienny
świece w lichtarzach
czerwone
trzcina zaczyna
płowieć a żołądź większy
w dąbrowie
chmury pędzą
po niebie jak wielkie
psy myśliwskie
pszczoły śpią
tylko woda chlupie
o brzeg bez przerwy
roześmiany wiatr
przygrywa na sitowia
strunach zielonych
jak Wenus
pachnie szałwia
ptak siada na ramieniu
sznurem długim
gwiazdy na twych włosach
siadają jak papugi
tuman
nad łąką dymi
księżyc swój lichtarz wzniósł
ze wszystkich kobiet świata
najpiękniejsza
jest noc
suniesz do brzegu
krokiem lżejszym od zmierzchu
drżąc jak trzcina
piszę wiersze na piasku
pióro maczając
w księżycu
żołędzie z dębów
spłukuje wesoła
młócka deszczu
deszcz
po polach hula
bo nie ma żadnych zmartwień
błyska się
piorun broi
lasowi rośnie broda
z oczu łzy
jak sok
z winnych gron
dopala się
nafta w lampce – lamentuje
nad uchem komar
południowa godzina
mazur pszczół w złotych
sierpnia pokojach
rozświstał się wiatr
na fujarze – małe gwiazdki
nad olchami zdmuchnął
zza węgła
z fajką srebrną w zębach
wyszedł księżyc
słońce wschodzi
nad knieję – serce jak śnieg
topnieje
lato w lesie
ciemność zielona
w świerkach
niebo to jest
małe miasteczko
w niedzielę
zima
to plecy twoje
białe
ze srebrnych
księżycowych jezior
delfin wysuwa ucho
koło niego
a za oknami śnieg
wrony na śniegu
ciemna chmura błyska spodem
woda kamień ochlapuje
nie padają łzy kamienne
nie rozświeca się poranek
tylko mewy wrzeszczą
tam daleko
bębni burza a tu z przodu
wicher śpiewa
firanki
wiatr kołysał
konwalią pachnący
dzwoniło ciężko
srebro gwiazd
w warkoczach nocy
listopad nadchodził
w zabłoconych butach
z liściem klonu we włosach
wiatr jak ból przewlekły
a noce były zimne
i ptaki uciekły
co się w wiatr rozmotało
to się zmota – za pagórkiem
cicha woda
jeszcze kur
nie zapiał pierwszy
knot w glinianej lampie skwierczy
księżyc
jak wisielec wisi
wnet w dzwony uderzą mnisi
wiatr tylko płomyk
ośwista i zgasi
i czmychnie sobie
ni skrzypce ni dzwony
nie dźwigną piękności
pagórków zielonych
ciemno wszędzie
nagle zima przyszła
a ulica pędzi
jesień
leci liście
pobrzękuje struna
świateł na podwórzu skąpo
Wielki Wóz przesuwa się
nad pompą
gałęzie i konary
pośród których odpoczywam
jak chmura
noc jak bas
księżyc wysoko
jak sopran
a śnieg się ustatkował
i położył się
i leży
ten promień
niech zostanie
ja znikam
nasze sanie zima otoczyła
pora wróbli
i świecących okien
ucicha wiatr i milknie sowa
gdy nadchodzi pora
księżycowa
mosty tracą kres
smyczki się dłużą
dzikie wino gore
i się zwija raz w es
raz we flores
światło moje
cichnie
jak muzyka
śni się w noc wrześniową
żeś trąciła gałązkę
deszczową
chmiel na rogach jelenich
usechł i już się sypie
w szybach tyle jesieni
minął dzień
i na stole stoi
lampa naftowa
księżyc w srebrnej peruce
gra jak Bach na organach
chodzi wiatr nad jeziorem
trąca dęby i graby
i znów wieczór
gwiazdy
jak śnieg się sypią
do leśniczówki wchodzą
wrześniową nocą
w twoim małym lusterku
noc świeci gwiazdą wielką
dźwięk skrzypiec
nad ulicą
pelargonia w księżycu
zstępuje deszcz z wysoka
krzewy napełnia wrzawą
wykrzywia drzewa
gdy grudzień hula
gdy zimno nawet wilkom
pusto tu
tylko śnieg
wiatr w piskliwych tonach
i chorągiew żałobna
ptaki śpią
tylko droga się srebrzy
i Wisła świeci jak latarnia
na liść dzikiego wina
jak na mapę
ojczyzny patrzę
o każdej
godzinie
wiatr szumi w dzikim winie
wiatr dmie
w srebrne pasma chmur
a każda chmura inna
smak twych ust
jak morwa cierpki
ile deszczów
ile śniegów
wiszących nad latarniami
znów noc
jak ludzie wysocy
stoją świerki
z chmury zwisa
śnieg z ukosa
gwiazdy świecą
w głębi nocy
jakby w głębi wielkich skrzypiec
Dzień dobry :) Dałam link do tego wpisu w naszej grupie poezja haiku na facebooku. Agnieszka Umeda pyta, czy to są Twoje haiku na podstawie wierszy Gałczyńskiego, czy wybrane z jego wierszy. Bo są tu dwa różne tytuły.....
OdpowiedzUsuńWszystkie powyższe haiku zostały niejako wycięte z wierszy Gałczyńskiego bez jakiejkolwiek edycji poza zmianą wersyfikacji. To samo dotyczy haiku wyciętych z wierszy Harasymowicza, Broniewskiego, Białoszewskiego i Mickiewicza.
Usuń