Haiku z wierszy Jarosława Iwaszkiewicza – część 2
płyną sinym zapolem
obłoki
pachnące wieczorem
idziemy
liście szemrzą
woda prawie zamarzła
chłodne bardzo
powietrze wlewa się
wino do gardła
wszystko pogmatwane
jak te winorośle
gąszcze cmentarniane
wnet pogasną liście
wszystko trwa
tak krótko
gorycz piołunów i traw
i susza wymarzłych pól
gdzież są łąki
po których myśli
me się pasły
oto jest noc
i cieniem
powlekła się ziemia
wątłe dwa motyle
co przespały zimę
lecą ku niebu
rozsuwają się
chmury jak szare
kotary na scenie
Wisła płynie
szyję wyciągając jak łabędź
o wieczornej porze
dolina
która zapada w drzemkę
mgły jesiennej
budzi się
czerwona
od krwawych zachodów
na zarośniętych płaskowzgórzach
skowyt tych
którzy umierają
muchy zielone
jak liście na twarzach
zapach kwiatów
płynący
letnim powietrzem
lekki chłód noc cienistą
jak igłą przenika
jasne ciało
przykryte złotą tkanką
planet października
po cóż świecą plejady
i łzy w twoim oku
noc czarnym
płaszczem swoim
ścieżkę nam zasłania
choć zostałem
wydaję się zgubiony
wśród ciemnych gwiazd mżenia
teraz ciemno i cicho
pociąg gwiżdże w dali
słucham
wiatr śpiewa o tym co było
i czego nie będzie
drogą wśród nocy
idą ciemne drzewa
na sinych polach
siwe stawy i ptaki
które pragną łkać
nie trzeba się odwracać
jaskółki odlecą
by wrócić kiedyś znowu
za stawem
pociąg przeszedł zahuczał
i nie ma
coraz ciemniej
i nocy nie trzeba
już szukać
czapla na łące stoi
mgłami przepasana
noc jesienna
jest szara
szara i bezdomna
zimorodek się spłoszył
wśród łozy
odchodzę
nadchodzi noc
li księżyc naszą
pieśń usłyszy
wieczór zasnuł drzewa
i tylko braknie
jeszcze głosu twego
łan łubinu
wiatr czesze żółtych
gron kobierzec
nad drzewami
obnażonymi
nic tylko chmury
ciepła noc jesienna
w konchy drzew złotych
dmucha
sączy się blask miesiąca
każdego liścia szczerbą
mgła się wiesza na ustach
zapłakanych sosen
Bóg jak mała pszczoła
wśród woni krążył
dookoła
pod białych brzózek arkadami
fruwają wyfraczone sroki
granica przebyta cienia
chmury zostały tylko
chmury zostały tylko
zielone
w wietrze porywy
drżą północy
i wszystko śpi
kwiecie akacji gęsto leci
jakby to była śnieżna zamieć
świstak świszcze
raz jeden
jest oszczędny
ptak opada
z przełęczy w dół
jak szary nurek
zapach chleba
wino ubogie
więcej nie trzeba
co wieczora
gdy wszystko przycichnie
słychać tylko siklawy
w przepaści chmur
lecą olbrzymie
aeroplany
powiew niegorący
jest jak ciemny
oddech gwiazd
wieczór tuszem
cienie kreśli
więdnąc jeszcze pachnie bez
siąść przy drodze
pod kopą świeżo ustawioną
i patrzeć
kochać goręcej
czasami dzień pod wieczór
staje się upalny
wszystkie noce
i dzionki śpią
jak owce w stajni
niezmiennie drzemią
pawiookie stawy
i ty
myśl coraz szczęśliwsza
razem z jaskółką
niebo kraje
senne łabędzie
płyną na noc
do przystani
składam skrzydła
jak łabędź jak łabędź
odpływam
już góry
mgłą wieczorną
otulają głowy
lasy opadły
ludzie minęli
coraz ciemniejsze ścieżki
pola pobladły
dawno je zżęli
poopadały orzeszki
na górach śniegi
pierwsze spadły nie słychać
nawet lotu ptaka
czarne jarzębiny
z nocy wychodzą
o świtaniu
którędy będę biegł
pod jaką brzozą
legnę w grobie
indyjskie jaśminy
nie śpią nie śpią
jak moja krew
zapach
to niemej nocy śpiew
bezsenna woda czasu
płynie z kranu chwil
kwiaty z czoła
starłaś palcem
swoim wonnym
tutaj jesień
w kałuż błysku śpią
błotniste szlaki
księżyc
obłok bierze
na wzniesione rogi
zadumany chłopak
fujarką trapiący
tumany
kwiaty ulatują
jak ptaki zostaje
jak szkielet słowo
w tę noc srebrzystą
mróz jest biały
w domu cicho
za oknami brzozy
przygotowują się do wiosny
słońce po niebie
ciągnąc grzywę ryżą
zachodząc gaśnie
jesień niby
stara wiedźma stąpa
mądra i ostrożna
wrzesień
pasma ścielą się
po polach
posłuchaj młody
jak liście jesienne
spadają
jesienne skrzypki
brzmią po wiatru
szerokim oddechem
tak się zapadam
jak w śniegu puchy
w jesienne liście
srebrne liście topoli
jesienne wiatry
rozwiały
nie
to nie śnieg mnie zasypał
lecz popiół
to nieprawda
że umarli przychodzą
na wiosnę
na mogiłach
które cicho leżą
palą się ognie we mgle
czy wiesz jak pachną
listopadem śliwki
drzewa szeleszczą
za mgłami
rękami zadziwionymi
dziś rano
jak zimno jest
w twoim grobie
deszcz jesienny
płucze rynny
w zimie nagie
posągi trzęsą się
jak w wodzie pstrągi
serca bogów
wyspy bezludne
smutek i zima
szyby mgłą
zatarte siwą
w głębokiej ciszy
nocnej ulicy
człapanie końskich kopyt
a teraz razem
spać spać na słomie
dawnych żniw
nie pukaj do drzwi
ani do okien
noc jest jesienna
owoce opadły
jarzyny zebrane
i chmury
zimna poręcz pod dłonią
most nad rzeką
po moście
wiatr gna płachtę
porzuconej gazety
chłód we mnie
i nade mną
gwiazdy widzę
krople rosy
jak łzy
to tu to tu
pytała się mgła mgły
czy to ja czy to ty?
w zimowe takie noce
jak stary wilk
podkradam się pod chaty
dużo śniegu w ogrodzie
ptaki nie wiedzą
gdzie siadać
śnieg stopnieje
zapachami
a ciebie nie ma
młodzi umarli
pod ziemią żyją
i spływa woda
woda zapomnień
i jesteś znowu
pachnący sianem
i wodą źródeł
jak wtedy
nie ma stawidła
woda niesie obłoki
nagle plecy chłopca
co czyta moją książkę
na trawie
pełne rowy
kwietnej piany
miododajnej
topole jak kominy
i kominy jak topole
cienie ciemnogranatowe
gdzie olszyny
mchami całe oplątane
asfalt się roztapia
w niebie
pełen olśnień
idący naprzód
choć leniwo naprzeciw
własnej swej jesieni
sierpy kłosy kładą
w zatokach ściernisk
wznosząc kopy
kuropatwy
w kartofliskach
zaczęły się meteory
deszcze zmyją
opalenie
liść opadnie
jesień przyjdzie
znowu znowu nic
nie wytłumaczy
deszczyk kropi
psy szczekają
wczesny mrok
morze odeszło
daleko
noc stróżuje
fioletowa
z półksiężycem-halabardą
jak w zadymionych
zwierciadłach stoją
jesienne sady
kres miłości wyznaczyła
suknią zszytą
z zeschłych liści
jak kręgi na wodzie
rozchodzisz się
coraz dalej
gdybyż tylko śnić
między dwiema
przepaściami
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz