50 haiku z wierszy Adama Mickiewicza
ciało jak kwiat
otoczony puchem
zerwane podmuchem
w wodzie na dnie
gdy na nią ciemną
promień słońca padnie
lać miłość z serca
jak źródło wodę
z wnętrza leje
płynie w suchym morzu
koń mój i rozcina
sypkie bałwany piersiami delfina
źródła szemrzą
jak przez sen
na łożu z bławatów
powietrze tchnące wonią
tą muzyką kwiatów
mówi do serca
motyle
niby tęczy kosa
baldakimem z brylantów okryły
niebiosa
uciec z duszą na listek
i jak motyl szukać
tam domku i gniazdeczka
stały rzędami opoki
woda tonią przejrzystą
odbiła twarze ich czarne
błysnęło wzdłuż grom ryknął
woda tonią przejrzystą
odbiła światło głos zniknął
dziś sępy
czarnym skrzydłem
oblatują groby
słowik nie słyszy strumienia
który w podziemnej głębi
rozwodzi swe jęki
pod bramą niebios
ciemny las
twoim płaszczem
snuć miłość
jak jedwabnik nić
wnętrzem swym snuje
twój turban
z chmur haftują
błyskawic potoki
doliny głazy
u nóg mych płyną
jak fale potoku
po safirowym przestworze
obłok jak senny
łabędź na jeziorze
zawstydziło się
licem rubinowym
zorze
minąłem
grom drzemiący
w kolebce z obłoków
Allach aniołom
tron odlał
z zamrożonej chmury
tchnąłem
z ust mych
śnieg leciał
żagle na kształt
chorągwi drzemią
na masztach nagich
gdzie są wody
które niegdyś czerpałem
w niemowlęce dłonie
nim piosnkę przypędzą
podróżnego wieczny
śnieg pochłonie
błyskawica nocna
sucha w ogrodzie
zaszeleszczy grusza
ciemno wietrzno
wrona kracze
puchają puchacze
wiatr szumi
po murach klasztora
psów szczekanie słyszę
tu wszystko czerstwi
ciągnę tchnienie
co się zimnem czyści
kto idzie minie
zawiasy rdzawieją w sieni
mchem się dziedziniec zieleni
przez palców szparę
dzień już przeminął
mroki padają szare
śród kryształowej przezroczy
woda się zamąci
rybka nad wodę podskoczy
jak dni motylka
życiem wschód
śmiercią południe
gdzie pierwej
rzeczułka ciekła
suchy piasek i rowy
za wcześnie
kwiatku za wcześnie
jeszcze północ mrozem dmucha
łoza gęsto spleciona
wzdłuż wykręconej zatoki
okryła rzeki ramiona
surowa ziemia
ciało pochłonie
oczy żwirem zagasną
cisza wokoło
tylko pod nogą
zwiędła szeleszcze gałązka
minęło lato
zżółkniały liścia
dżdżysta nadchodzi pora
mokry jaskier
wschodzi na bagnie
ognik nocny przepada
ziemia śpi
mnie snu nie ma
skaczę w morskie łona
więzieni słotą
w domowej katuszy
dziś na swobodne wyjrzym powietrze
na brzegach szum jodły
w wodach gadanie
cichego pacierza
gwiazdy nad tobą
gwiazdy pod tobą
dwa obaczysz księżyce
w podłej trawce
w dzikim lasku
urosłeś o kwiatku
lepsza w kwietniu
jedna chwilka
niż w jesieni całe grudnie
noc rozepnie zasłony
szklannym światłem
błysną kamienice
słońce zagasło
rozsiewa mroki
dobroczynna zima
słońce zajmie nieba
śpię atłasowym
pod cieniem firanek
przeszły jesienne potopy
już bruk ziębiącą
obleczony szatą
obłokom deszcze przewozić
błyskawicom grzmieć i ginąć
mnie płynąć płynąć i płynąć
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz