Moja lista blogów

15 marca, 2019

Haiku Jarosława Iwaszkiewicza



Haiku z wierszy Jarosława Iwaszkiewicza – część 2


płyną sinym zapolem
obłoki
pachnące wieczorem


idziemy
liście szemrzą
woda prawie zamarzła


chłodne bardzo
powietrze wlewa się
wino do gardła


wszystko pogmatwane
jak te winorośle
gąszcze cmentarniane


wnet pogasną liście
wszystko trwa
tak krótko


gorycz piołunów i traw
i susza wymarzłych pól


gdzież są łąki
po których myśli
me się pasły


oto jest noc
i cieniem
powlekła się ziemia


wątłe dwa motyle
co przespały zimę
lecą ku niebu


rozsuwają się
chmury jak szare
kotary na scenie


Wisła płynie
szyję wyciągając jak łabędź
o wieczornej porze


dolina
która zapada w drzemkę
mgły jesiennej


budzi się
czerwona
od krwawych zachodów


na zarośniętych płaskowzgórzach
skowyt tych
którzy umierają


muchy zielone
jak liście na twarzach


zapach kwiatów
płynący
letnim powietrzem


lekki chłód noc cienistą
jak igłą przenika


jasne ciało
przykryte złotą tkanką
planet października


po cóż świecą plejady
i łzy w twoim oku


noc czarnym
płaszczem swoim
ścieżkę nam zasłania


choć zostałem
wydaję się zgubiony
wśród ciemnych gwiazd mżenia


teraz ciemno i cicho
pociąg gwiżdże w dali


słucham
wiatr śpiewa o tym co było
i czego nie będzie


drogą wśród nocy
idą ciemne drzewa


na sinych polach
siwe stawy i ptaki
które pragną łkać


nie trzeba się odwracać
jaskółki odlecą
by wrócić kiedyś znowu


za stawem
pociąg przeszedł zahuczał
i nie ma


coraz ciemniej
i nocy nie trzeba
już szukać


czapla na łące stoi
mgłami przepasana


noc jesienna
jest szara
szara i bezdomna


zimorodek się spłoszył
wśród łozy
odchodzę


nadchodzi noc
li księżyc naszą
pieśń usłyszy


wieczór zasnuł drzewa
i tylko braknie
jeszcze głosu twego


łan łubinu
wiatr czesze żółtych
gron kobierzec


nad drzewami
obnażonymi
nic tylko chmury


ciepła noc jesienna
w konchy drzew złotych
dmucha


sączy się blask miesiąca
każdego liścia szczerbą


mgła się wiesza na ustach
zapłakanych sosen


Bóg jak mała pszczoła
wśród woni krążył
dookoła


pod białych brzózek arkadami
fruwają wyfraczone sroki


granica przebyta cienia
chmury zostały tylko
zielone


w wietrze porywy
drżą północy
i wszystko śpi


kwiecie akacji gęsto leci
jakby to była śnieżna zamieć


świstak świszcze
raz jeden
jest oszczędny


ptak opada
z przełęczy w dół
jak szary nurek


zapach chleba
wino ubogie
więcej nie trzeba


co wieczora
gdy wszystko przycichnie
słychać tylko siklawy


w przepaści chmur
lecą olbrzymie
aeroplany


powiew niegorący
jest jak ciemny
oddech gwiazd


wieczór tuszem
cienie kreśli
więdnąc jeszcze pachnie bez


siąść przy drodze
pod kopą świeżo ustawioną
i patrzeć


kochać goręcej
czasami dzień pod wieczór
staje się upalny


wszystkie noce
i dzionki śpią
jak owce w stajni


niezmiennie drzemią
pawiookie stawy
i ty


myśl coraz szczęśliwsza
razem z jaskółką
niebo kraje


senne łabędzie
płyną na noc
do przystani


składam skrzydła
jak łabędź jak łabędź
odpływam


już góry
mgłą wieczorną
otulają głowy


lasy opadły
ludzie minęli
coraz ciemniejsze ścieżki


pola pobladły
dawno je zżęli
poopadały orzeszki


na górach śniegi
pierwsze spadły nie słychać
nawet lotu ptaka


czarne jarzębiny
z nocy wychodzą
o świtaniu


którędy będę biegł
pod jaką brzozą
legnę w grobie


indyjskie jaśminy
nie śpią nie śpią
jak moja krew


zapach
to niemej nocy śpiew


bezsenna woda czasu
płynie z kranu chwil


kwiaty z czoła
starłaś palcem
swoim wonnym


tutaj jesień
w kałuż błysku śpią
błotniste szlaki


księżyc
obłok bierze
na wzniesione rogi


zadumany chłopak
fujarką trapiący
tumany


kwiaty ulatują
jak ptaki zostaje
jak szkielet słowo


w tę noc srebrzystą
mróz jest biały


w domu cicho
za oknami brzozy
przygotowują się do wiosny


słońce po niebie
ciągnąc grzywę ryżą
zachodząc gaśnie


jesień niby
stara wiedźma stąpa
mądra i ostrożna


wrzesień
pasma ścielą się
po polach


posłuchaj młody
jak liście jesienne
spadają


jesienne skrzypki
brzmią po wiatru
szerokim oddechem


tak się zapadam
jak w śniegu puchy
w jesienne liście


srebrne liście topoli
jesienne wiatry
rozwiały


nie
to nie śnieg mnie zasypał
lecz popiół


to nieprawda
że umarli przychodzą
na wiosnę


na mogiłach
które cicho leżą
palą się ognie we mgle


czy wiesz jak pachną
listopadem śliwki


drzewa szeleszczą
za mgłami
rękami zadziwionymi


dziś rano
jak zimno jest
w twoim grobie


deszcz jesienny
płucze rynny


w zimie nagie
posągi trzęsą się
jak w wodzie pstrągi


serca bogów
wyspy bezludne


smutek i zima
szyby mgłą
zatarte siwą


w głębokiej ciszy
nocnej ulicy
człapanie końskich kopyt


a teraz razem
spać spać na słomie
dawnych żniw


nie pukaj do drzwi
ani do okien
noc jest jesienna


owoce opadły
jarzyny zebrane
i chmury


zimna poręcz pod dłonią
most nad rzeką


po moście
wiatr gna płachtę
porzuconej gazety


chłód we mnie
i nade mną
gwiazdy widzę


krople rosy
jak łzy
to tu to tu


pytała się mgła mgły
czy to ja czy to ty?


w zimowe takie noce
jak stary wilk
podkradam się pod chaty


dużo śniegu w ogrodzie
ptaki nie wiedzą
gdzie siadać


śnieg stopnieje
zapachami
a ciebie nie ma


młodzi umarli
pod ziemią żyją


i spływa woda
woda zapomnień
i jesteś znowu


pachnący sianem
i wodą źródeł
jak wtedy


nie ma stawidła
woda niesie obłoki


nagle plecy chłopca
co czyta moją książkę
na trawie


pełne rowy
kwietnej piany
miododajnej


topole jak kominy
i kominy jak topole


cienie ciemnogranatowe
gdzie olszyny
mchami całe oplątane


asfalt się roztapia
w niebie
pełen olśnień


idący naprzód
choć leniwo naprzeciw
własnej swej jesieni


sierpy kłosy kładą
w zatokach ściernisk
wznosząc kopy


kuropatwy
w kartofliskach
zaczęły się meteory


deszcze zmyją
opalenie
liść opadnie


jesień przyjdzie
znowu znowu nic
nie wytłumaczy


deszczyk kropi
psy szczekają
wczesny mrok


morze odeszło
daleko


noc stróżuje
fioletowa
z półksiężycem-halabardą


jak w zadymionych
zwierciadłach stoją
jesienne sady


kres miłości wyznaczyła
suknią zszytą
z zeschłych liści


jak kręgi na wodzie
rozchodzisz się
coraz dalej


gdybyż tylko śnić
między dwiema
przepaściami